wtorek, 27 grudnia 2016

Od Noyi - "Pada śnieg" cz.1

Stałem z młodszym bratem w kolejce do kasy, głośno myśląc, czego zapomniałem kupić.
- Sok pomarańczowy jest... musi być.
-  Onii-chan, ostatnio masz zachcianki jak kobieta w ciąży - skomentował Sho.
- To nie tyle zachcianki, co referencyjna wartość wskazanego dziennego spożycia.
- Brzmi podobnie.
Westchnąłem.
- Pójdziemy potem obejrzeć choinkę w parku?
- Jeśli starczy czasu - odparłem rozglądając się - Mamy dużo do zrobienia.
- Kiedy kupimy choinkę?
- Pewnie dziś.
- A ozdoby?
- Też dzisiaj - zaśmiałem się.
Po kilku minutach wyszliśmy ze sklepu, obładowani pełnymi siatkami. Tzn. ja.
- Dlaczego nie ma śniegu?
- Jeszcze... nie spadł - podrzuciłem pudło z zakupami, czując jak foliówki wrzynają się boleśnie w moje przedramiona.
- A będzie?
- Sho, zadajesz za dużo pytań - odparłem, próbując wystawić głowę ponad kartonem.
****
Późnym wieczorem, tak jak obiecałem, wyszliśmy z Sho do parku. Choinka była niesamowicie przystrojona, tylko stać i patrzeć. Usiadłem na ławce patrząc jak mój młodszy brat zachwyca się drzewkiem.
Tyle się wydarzyło od początku roku szkolnego... Mecze, kontuzje, sprzeczki, odejścia...
To mój ostatni rok w gimnazjum. Potem odejdę. Zostawię drużynę...
Czy jestem na tyle dobry, żeby się zastanawiać co dalej będzie z nimi? Poradzą sobie...?
O czym ja myślę?! To tak nie działa. Oczywiście, że sobie poradzą. Staną się najlepszą drużyną w kraju, a potem na świecie. Nie odczują odejścia bramkarza.
Energicznego, tajemniczego i niepokornego.
Może i lepiej. Niech tak zostanie.
****
Następnego dnia, również popołudniu, poszedłem do domku klubowego. 
Nie było w nim nikogo. 
Posprzątałem i rozwiesiłem kilka dekoracji.
Miałem odejść, kiedy zobaczyłem swoje złotookie odbicie w lustrze.
- Rozsądnie - usłyszałem po czy zatrzasnąłem drzwi od szafki.
****
Pojutrze Wigilia. 
Rodzina z całego świata zebrała się dziś, żeby złożyć nam życzenia.
I nie tylko.
- Jak tam zdrowie, Yuu?
- Nie narzekam, dziękuję - odparłem wymijająco.
- Co słychać w drużynie?
- Święta. Nikt nie ma czasu.
- A kiedy przedstawisz nam swoją drugą połówkę?
Tylko nie to... 
- W swoim czasie - starałem się nie brzmieć jak zirytowany buldog...
****
-To moje życie! I to ja będę o nim decydował! - wyszedłem na zewnątrz, trzaskając drzwiami.
Właśnie wtedy spadł śnieg. 
Siedząc w domku klubowym, patrzyłem jak świat za oknem pokrywa coraz większa warstwa białego puchu. 
Spojrzałem na zegarek. 22:30. Już pewnie pojechali. Uwielbiam swoich rodziców, ale nienaiwdzę, kiedy mają służbowe wyjazdy. 
Z wyrzutami sumienia wracałem do domu, brnąc przez coraz większe zaspy. Kolejne święta spędzimy bez rodziców.
W progu rodzeństwo przywitało mnie z otwartymi ramionami. 
Następnego dnia zajęliśmy się przygotowaniem do Wigilii. 
Znaleźliśmy ozdoby na strychu i ubraliśmy choinkę, słuchając świątecznych piosenek. 
Kiedy włożyliśmy ciasta do piekarnika, zadzwonił mój telefon.
- Noya, co powiesz na drużynową Wigilię? Dzisiaj, wieczorem??
- Jestem za! - uśmiechnąłem się.
Obgadaliśmy sprawy organizacyjne. 
Po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułem atmosferę świąt.


C.D.N 
<3