niedziela, 21 grudnia 2014

Od Arcady'ego

Było już po treningu. Wracałem do domu razem z Lily. Tak w ogóle miło jest przyjaźnić się z nią po czasie, w którym się nie spotykaliśmy. Znamy się głównie z powodu piłki nożnej: w podstawówce byliśmy razem w klubie. Tam każdy potrafił odnaleźć swoje miejsce. Lily była kapitanem. Teraz, tutaj, ja nim jestem. Nie wiem, czy sobie poradzę. Lily twierdzi, że tak, z resztą uważa, że to nic trudnego. Może dla niej, ale ja już jestem całkiem pogubiony.
-Jesteś zamyślony-powiedziała. To była prawda. Byłem całkiem nie w tym świecie.
-Aa... Nic, nic takiego-zaśmiałem się na przymus.
-Coś cię martwi?-dociekała.
To prawda, że czasem zachowywała się dziwnie, ale znała mnie dość dobrze, żeby stwierdzić, kiedy kłamię.
-No... Myślę... Obawiam się... Zastanawiam się... czy poradzę sobie jako kapitan-wydukałem, zdając sobie sprawę, że dłużej tego nie ukryję.
Ku mojemu zdziwieniu zaczęła się śmiać!
-Nie powinieneś myśleć całkowicie o tym, że musisz się dopasować do drużyny. Musisz być sobą. To oczywiste, że trzeba myśleć o drużynie, ale nie możesz zmieniać siebie na siłę. Gdybyśmy nie byli pewni, że sobie poradzisz, to nie wybralibyśmy ciebie, przecież wiesz.
Wyciągnęła piłkę z torby i zaczęła i podkopywać do góry.
-Dzięki-powiedziałem.
-O czym ty mówisz?-zapytała, zatrzymując się nagle. Wyglądała, jakby tamto mówiła przez sen.
-Załamujesz mnie, ale spoko-mruknąłem i poszedłem dalej.


Lily?  :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz