Przez prawie całą noc Nadiya nie mogła spać. Cały czas jej myśli zaprzątał jeden problem: jak zadowolić ojca i jednocześnie pozostać w porządku co do reszty drużyny. Poza tym nie miała najmniejszej ochoty na zostanie napastnikiem czy też kapitanem, szczerze nienawidziła tych dwóch ról, które zostały jej narzucone przez ojca w podstawówce... Jakby tego było mało następny dzień też nie zapowiadał się najlepiej. Dwa sprawdzany i kartkówka...
- Nadiya!- usłyszała z głębi korytarza swoje imię, Noya podbiegł do niej
- Wiesz... Jeśli chodzi o wczoraj to...
- Muszę iść, śpieszę się - przerwała mu w połowie zdania, nie chciała wracać do tego tematu, bo co miała mu powiedzieć? "Mój ojciec to psychol, który kontroluje mnie na każdym kroku, bo chce bym została super sportowcem. Dlatego katuje mnie swoimi zabójczymi treningami i przez to nie mogę się spóźniać do domu" Ciekawa by była jego miny.
***
Trening był udany. Nie miała jakiejkolwiek możliwości by popisać się Płonącym Mieczem, co bardzo ją usatysfakcjonowało. Przynajmniej będzie miała dobrą wymówkę dla ojca, a to już połowa sukcesu. Noya nie odezwał się do niej ani razu. To dobrze. Chociaż dziwne... On przecież gadał zawsze nakręcony jak katarynka... Czyżby ją unika? Chwila, chwila! Przecież to ona zawsze była tą odizolowaną od społeczeństwa, więc on nie ma prawa się tak zachowywać. Dość! Nie za dużo o nim myśli?
- Nadiya, poczekaj! - usłyszała krzyk, czyżby to była jakaś telepatia?! - Może nie chcesz ze mną o tym rozmawiać, ale pewnie wiesz, że chodzi mi o wczoraj...
- Po prostu śpieszyłam się do domu- powiedziała prawdę, może tylko częściową, ale jadnak..
- Wiem, że znamy się stosunkowo krótko - uśmiechnął się lekko- ale... jeśli będziesz potrzebowała pomocy...znaczy nie chodzi mi o to... tylko...no, ja... po prostu... Ech, chciałem powiedzieć, że mogę pomóc, jeśli masz jakiś problem - spuścił głowę
Skinęła głową, mimo, że na jej problemy nie ma pomocy
- To ja już ci głowy nie zawracam- uśmiechnął się ponownie i odwrócił na pięcie by stanąć twarzą w twarz z jakimiś chłopakami.
- Nishinoya Yuu! - wrzasnął najwyższy brunet - We własnej osobie!
Zapowiadają się kłopoty, pomyślała Nadiya
- Świetnie się bawisz z nową drużyną piłkarską? - warknął blondyn poprawiając okulary i uśmiechając się chamsko.
Bezczelny, mógłby podać sobie dłonie z jej ojcem.
- Wynoście się stąd! - Noya odpowiedział ostro
- A ten wypadek... kiedy to było... Ach tak! Eliminacje Strefy Footballu, dwa lata temu... Co? Już wróciłeś do pełni zdrowia?
O czym oni rozmawiają?, gorączkowo się zastanawiała i zmarszczyła brwi.
- Shinai, wystarczy! - powiedział jeden z niższych.
- A ty też stoisz po stronie Noyi?! - wrzasnął blondyn - Na początku miał pretensje do Asahi'ego, a teraz...
- Zjeżdżaj! - warknął Noya zaciskając dłonie w pięści
- A potem Turniej Siatkarski! Wtedy to nas ładnie wystawiłeś... Nasz obecny libero jest o wiele lepszy od ciebie - prychnął najniższy szatyn.
- Przestańcie! -wrzasnął ten sam niższy.
- Daichi, ja chciałem tylko powiedzieć, że jak będzie grać w piłkę nożną, żeby...
Noya odwrócił się wściekły i odszedł, a ją wyminął jakby nigdy nic.
-Nie tak prędko- syknął blondyn w okularach i rzucił piłką w stronę Noshinoyi. Miał dobry cel, tor lotu piłki kończył się idealnie na karku chłopaka, jednak piłka nie zdążyła za daleko polecieć bo dziewczyna złapała ją w locie. Nie musiała się zbytnio wysilać. To był jeden z plusów treningów z ojcem. Spojrzała na nich jednym z zimnych spojrzeń, których nauczyła się od taty. Piłkę natomiast rzuciła daleko w krzaki.
Wyglądało na to, że chłopaki dopiero teraz zdali sobie sprawę z jej obecności. No tak Noya był na tyle wysoki, że zasłonił ją bez problemu.
-Kogo my tu mamy- ponownie odezwał się blondyn i oblizał przy tym wargi, poszedł do niej i położył dłoń na jej ramieniu- Jak się nazywasz? Chętnie cię bliżej poznam...
-Żałosne- powiedziała i ruszyła w kierunku domu
-Nie skończyłem z tobą- krzyknął blondyn i chwycił ją za nadgarstek ciągnąc w swoją stronę
-Ja skończyłam- odparła spokojnie i wyrwała rękę z uścisku blondyna, zmierzyła go pogardliwym spojrzeniem i ruszyła w stronę domu.
Wiedziała, że Noya coś przed nimi ukrywał i na pewno miał jakiś dziwny powód by dołączyć do klubu. Ale z drugiej strony, nie ma co się mieszać, sama ma własne problemy i nie zamierza szukać na siły nowych. W decyzji utwierdziło ją to co dziś zobaczyła, kłótnię bramkarza z siatkarzami...
Dziewczyna cicho westchnęła, jeszcze czekał na nią w domu morderczy trening. Byle przeżyć do końca dnia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz