Wracałem z treningu dłuższą drogą do domu. Siatkarze, to znaczy banda idiotów chyba wystraszyła się Asahi'ego. Już więcej nie weszli mi w drogę, i mam nadzieję, że tak zostanie. Ostatnie wydarzenia i tak były niepokojące, to już wystarczy.
Nagle sułyszałem znajomy głos:
- Noya! Poczekaj!
Odwróciłem się, lekko zdziwiony. Po chwili obok mnie stanął mój dobry przyjaciel z klubu siatkarskiego - który nie uważał mnie za największego wroga. Za nim podbiegł jakiś dzieciak.
- Suga! - przybiliśmy piątkę - Dawno cię nie widziałem!
- Trochę... - uśmiechnął się - Pozostali dalej uważają że ty...?
- Tak - przeprałem mu- Tak, uważają. Już się spotkaliśmy...
- Ale wszystko dobrze się skończyło? - szarowłosy wydawał się zaniepokojony
- Tak. I żyli długo i szczęśliwie - uśmiechnąłem się, zerkając na niskiego dzieciaka
- Żarty zawsze się ciebie trzymały - odparł Suga, a po chwili dodał - Pewnie wiesz, że po odejściu trzecioklasistów drużyna siatkarska ma nowych zawodników.
Kiwnąłem głową, a chłopak przywołał ręką dzieciaka.
- To Shon. Nowy libero naszej... znaczy waszej... znaczy... drużyny siatkarskiej... - powiedział Suga
On już skończył gimnazjum, teraz jest licealistą. Wraz z nim odeszła trójka siatkarzy. Drużyna musiała zwerbować nowych zawodników, żeby mogli grać jak się należy. Widać wybór padł na pierwszoroczniaków.
Shon spuścił głowę i wyglądał jakby się wstydził. Suga odciągnął mnie na bok i zaczął szeptem:
- Kiedy odeszłeś, na Shonie polega cała drużyna. Jako podstawa obrony, musi dobrze przyjmowac. Z powodu niskiego wzrostu, nie pozwolono mu grać w ataku. Trochę się tym wsytdzi. Na każdym treningu między innymi Tsukki, wypomina mu to, że jest niski.
- Ale... jak to? Przecież nie mogą nim pomiatać jak chcą - przerwałem mu szeptem
- Jemu to nie przeszkadza - uśmiechnął się - Ale... jedyny problem w tym, że... nie umie przyjmowć...
- Jaki ja mam z tym związek? - zapytałem, jednak zacząłem już się domyślać, o co chodzi szarowłosemu.
- Wiem, że może ci być ciężko... - zaczął niepewnie - I jeszcze dołączyłeś do drużyny piłkarskiej. Doceniam wszystko co dla nas zrobiłeś, ale... Każdy pierwszak w drużynie musi czymś zabłysnąć...
- Panie Nishinoya... - nagle dobiegł do nas głos nowego libero drużyny siatkarskiej - Widziałem jak pan gra na turnieju. Niech pan mnie nauczy swoich umiejętności!
Pierwszy raz słyszałem, że ktoś zwraca się do mnie pan, poza dyrektorem i niektórymi nauczycielami, którzy... mają o mnie dość specyficzne zdanie... Spojrzałem na Sugę. Na jego twarzy widniała nadzieja.
- Zacznijmy od tego... - zaczałem dość niepewnie - Nie: "panie Nishinoya". Po prostu Nishinoya, albo Noya.... Hm. W sumie, czemu nie. Ale pamiętaj, nie zawszę będę mieć czas - powiedziałem i uśmiechnąłem się do Shona.
- Czyli... to prawda! Pan... Ekhm... znaczy Nishinoya będzie mnie trenował! - wrzeszczał mały.
- Dziękuję - powiedział bezgłośnie Suga.
Obaj się pożegnali i odeszli. Nie wiem, czemu się zgodziłem. Wiem, ze trzeba się skupić na treningach piłkarskich, a teraz jeszcze ten mały...
- "Panie Nishinoya" - mruknąłem pod nosem i zaśmiałem się
Odwróciłem się i zacząłem iść w kierunku domu. Zacząłem się zastanawiać, czemu zgodziłem się wogóle pomóc temu dzieciakowi, gdy nagle przede mną wyrósł Arcady.
- Cześć! - powiedział z uśmiechem - Mam do ciebie pytanie...
Przysłuchiwałem się jego wypowiedzi. Jednak na małą chwilę się wyłączyłem. Ocknąłem się, gdy Arcady mówił to co najważniejsze:
- ...i chciałem się dowiedzieć, czy Ese może być wykorzystana do zdobycia gola z bramki?...
- Hm... Z bramki do bramki? - zapytałem, a on przytaknął - Nigdy się nad tym nie zastanawiałem...
- Skoro technika ma taką moc to może można to wykorzystać z korzyścią dla drużyny - odrzekł Arcady
Popatrzyłem zaintrygowany na chłopaka. To może być świetny plan. Wystarczy udoskonalić Ese, i można by z tego korzystać, można powiedzieć - bez zmęczenia zawodników... może...
- Ale... Noya, gdzie ty idziesz? - zapytał Arcady, zbity z tropu.
- Jak to - gdzie? Na boisko, oczywiście - uśmiechnąłem się szeroko - Muszę spróbować.
****
Wieczór zapadł już dawno. Zdążyłem stracic poczucie czasu. Piłka rzadko przekraczała połowę boiska... Do sukcesu brakowało bardzo dużo.
- Jeszcze raz! - krzyknąłem do Arcady'ego, ocierając pot z czoła.
- Może na dziś wystarczy? - zapytał niepewnie chłopak, biorąc piłkę do ręki
- Jeszcze raz! Jestem gotowy! - krzyknąłem, czując jak nogi powoli odmawiają mi posłuszeństwa...
****
Padłem twarzą na przyjemnie chłodną murawę. Gwiazdy już dawno pojawiły się na granatowym niebie i przyglądały się moim nieudanym próbom wykonania ulepszonej wersji Ese...
- Noya! - podbiegł do mnie Arcady i pomagał mi wstać.
- Spróbuję jutro... - wymamrotałem i starałem się wyprostować - Uda się... Zobaczysz.
- Ale... - zaczął Arcady z niewyraźną miną, ale po chwili ustąpił - Dobrze...
Rozeszliśmy się do domów. Moi rodzice już się przyzwyczaili do późnych powrotów do domu, z powodu treningów. Trochę czułem się winny i miałem wielką nadzieję, że Arcady'emu nie oberwie się zbytnio za powrót po północy...
- Dam sobie radę, tylko potrzebuję czasu - mruknąłem i rzuciłem się na łóżko.
Słyszałem jeszcze jak siostra głośno wzdycha na mój widok i zchodzi po schodach...
Nagle sułyszałem znajomy głos:
- Noya! Poczekaj!
Odwróciłem się, lekko zdziwiony. Po chwili obok mnie stanął mój dobry przyjaciel z klubu siatkarskiego - który nie uważał mnie za największego wroga. Za nim podbiegł jakiś dzieciak.
- Suga! - przybiliśmy piątkę - Dawno cię nie widziałem!
- Trochę... - uśmiechnął się - Pozostali dalej uważają że ty...?
- Tak - przeprałem mu- Tak, uważają. Już się spotkaliśmy...
- Ale wszystko dobrze się skończyło? - szarowłosy wydawał się zaniepokojony
- Tak. I żyli długo i szczęśliwie - uśmiechnąłem się, zerkając na niskiego dzieciaka
- Żarty zawsze się ciebie trzymały - odparł Suga, a po chwili dodał - Pewnie wiesz, że po odejściu trzecioklasistów drużyna siatkarska ma nowych zawodników.
Kiwnąłem głową, a chłopak przywołał ręką dzieciaka.
- To Shon. Nowy libero naszej... znaczy waszej... znaczy... drużyny siatkarskiej... - powiedział Suga
On już skończył gimnazjum, teraz jest licealistą. Wraz z nim odeszła trójka siatkarzy. Drużyna musiała zwerbować nowych zawodników, żeby mogli grać jak się należy. Widać wybór padł na pierwszoroczniaków.
Shon spuścił głowę i wyglądał jakby się wstydził. Suga odciągnął mnie na bok i zaczął szeptem:
- Kiedy odeszłeś, na Shonie polega cała drużyna. Jako podstawa obrony, musi dobrze przyjmowac. Z powodu niskiego wzrostu, nie pozwolono mu grać w ataku. Trochę się tym wsytdzi. Na każdym treningu między innymi Tsukki, wypomina mu to, że jest niski.
- Ale... jak to? Przecież nie mogą nim pomiatać jak chcą - przerwałem mu szeptem
- Jemu to nie przeszkadza - uśmiechnął się - Ale... jedyny problem w tym, że... nie umie przyjmowć...
- Jaki ja mam z tym związek? - zapytałem, jednak zacząłem już się domyślać, o co chodzi szarowłosemu.
- Wiem, że może ci być ciężko... - zaczął niepewnie - I jeszcze dołączyłeś do drużyny piłkarskiej. Doceniam wszystko co dla nas zrobiłeś, ale... Każdy pierwszak w drużynie musi czymś zabłysnąć...
- Panie Nishinoya... - nagle dobiegł do nas głos nowego libero drużyny siatkarskiej - Widziałem jak pan gra na turnieju. Niech pan mnie nauczy swoich umiejętności!
Pierwszy raz słyszałem, że ktoś zwraca się do mnie pan, poza dyrektorem i niektórymi nauczycielami, którzy... mają o mnie dość specyficzne zdanie... Spojrzałem na Sugę. Na jego twarzy widniała nadzieja.
- Zacznijmy od tego... - zaczałem dość niepewnie - Nie: "panie Nishinoya". Po prostu Nishinoya, albo Noya.... Hm. W sumie, czemu nie. Ale pamiętaj, nie zawszę będę mieć czas - powiedziałem i uśmiechnąłem się do Shona.
- Czyli... to prawda! Pan... Ekhm... znaczy Nishinoya będzie mnie trenował! - wrzeszczał mały.
- Dziękuję - powiedział bezgłośnie Suga.
Obaj się pożegnali i odeszli. Nie wiem, czemu się zgodziłem. Wiem, ze trzeba się skupić na treningach piłkarskich, a teraz jeszcze ten mały...
- "Panie Nishinoya" - mruknąłem pod nosem i zaśmiałem się
Odwróciłem się i zacząłem iść w kierunku domu. Zacząłem się zastanawiać, czemu zgodziłem się wogóle pomóc temu dzieciakowi, gdy nagle przede mną wyrósł Arcady.
- Cześć! - powiedział z uśmiechem - Mam do ciebie pytanie...
Przysłuchiwałem się jego wypowiedzi. Jednak na małą chwilę się wyłączyłem. Ocknąłem się, gdy Arcady mówił to co najważniejsze:
- ...i chciałem się dowiedzieć, czy Ese może być wykorzystana do zdobycia gola z bramki?...
- Hm... Z bramki do bramki? - zapytałem, a on przytaknął - Nigdy się nad tym nie zastanawiałem...
- Skoro technika ma taką moc to może można to wykorzystać z korzyścią dla drużyny - odrzekł Arcady
Popatrzyłem zaintrygowany na chłopaka. To może być świetny plan. Wystarczy udoskonalić Ese, i można by z tego korzystać, można powiedzieć - bez zmęczenia zawodników... może...
- Ale... Noya, gdzie ty idziesz? - zapytał Arcady, zbity z tropu.
- Jak to - gdzie? Na boisko, oczywiście - uśmiechnąłem się szeroko - Muszę spróbować.
****
Wieczór zapadł już dawno. Zdążyłem stracic poczucie czasu. Piłka rzadko przekraczała połowę boiska... Do sukcesu brakowało bardzo dużo.
- Jeszcze raz! - krzyknąłem do Arcady'ego, ocierając pot z czoła.
- Może na dziś wystarczy? - zapytał niepewnie chłopak, biorąc piłkę do ręki
- Jeszcze raz! Jestem gotowy! - krzyknąłem, czując jak nogi powoli odmawiają mi posłuszeństwa...
****
Padłem twarzą na przyjemnie chłodną murawę. Gwiazdy już dawno pojawiły się na granatowym niebie i przyglądały się moim nieudanym próbom wykonania ulepszonej wersji Ese...
- Noya! - podbiegł do mnie Arcady i pomagał mi wstać.
- Spróbuję jutro... - wymamrotałem i starałem się wyprostować - Uda się... Zobaczysz.
- Ale... - zaczął Arcady z niewyraźną miną, ale po chwili ustąpił - Dobrze...
Rozeszliśmy się do domów. Moi rodzice już się przyzwyczaili do późnych powrotów do domu, z powodu treningów. Trochę czułem się winny i miałem wielką nadzieję, że Arcady'emu nie oberwie się zbytnio za powrót po północy...
- Dam sobie radę, tylko potrzebuję czasu - mruknąłem i rzuciłem się na łóżko.
Słyszałem jeszcze jak siostra głośno wzdycha na mój widok i zchodzi po schodach...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz