-Do jutra!
-Na razie!
Klub piłkarski właśnie skończył trening i każdy udał się w swoją drogę.
-Hej, Nadiya idziesz w stronę Parku Północnego?- zapytał Noya, na co dziewczyna niepewnie przytknęła- To super, też idę w tę stronę- uśmiechnął się pełną buzią
Brunetka drgnęła, oczywiście nie pałała do niego niechęcią, czy czymś podobnym, jednak nie miała ochoty by ktokolwiek ze szkoły, a tym bardziej klubu wiedział gdzie mieszkała. Nie chciała by ktokolwiek dowiedział się prawdy o niej. Jeżeli szybko czegoś nie wymyśli spóźni się do domu. Szli przez pewien czas w milczeniu. Dokładnie to ona milczała a Noya cały czas coś mówił. Opowiedział jej jak to dziś rozwalił akwarium swoich rybek gdy grał w pokoju. Zbliżali się do rozwidlenia uliczki, którą szli.
-Idę w prawo, a ty?- zapytał
-Lewo
-To do zobaczenia- uśmiechnął się
Nadiya skinęła głową w ramach pożegnania. Rozdzielili się i każdy z nich udał w swoim kierunku. Noya zrobił jedynie trzy kroczki w kierunku swojego domu, gdy przypomniało mu się, że chciał się o coś spytać.
-Właśnie- zaczął skręcając w lewą ścieżkę- Nadiya...?- jednak po dziewczynie nie było ani śladu- wcięło ją...
Tymczasem brunetka stała oparta o wysoką szczelnie zamkniętą, czarną bramę i próbowała uspokoić oddech. Tak niewiele brakowało, by zobaczył gdzie skręcała. Gdyby nie biegła jak na złamanie karku już by z nią dalej rozmawiał, a wtedy spóźniłaby się jeszcze bardziej...
***
-Spóźniłaś się- powiedział mężczyzna, gdy weszła do salonu, siedział na kremowej kanapie i czytał jakiś artykuł w lokalnej gazecie rozdawanej przez dzieciaki w weekendy.
-Przepraszam
Nadiya spojrzała na ojca. Akurat w tej chwili podniósł wzrok znad gazety i próbował prześwietlić ją zimnymi szarymi oczami. Gdy zdał sobie sprawę, że nic nie wyczyta z twarzy nastolatki westchnął i złożył gazetę.
-Jak w szkole?- zapytał, a wolną ręką dał znać by usiadła na kanapie na przeciwko niego
-Dobrze.
-A klub piłkarski? Wybraliście już kapitana?
-Tak- bardzo chciała skłamać, jednak wiedziała, że ojciec poruszyłby niebo i ziemię gdyby dowiedział się, że nie powiedziała prawdy
-Kto?!- prawie krzyknął
-Pierwszoroczny chłopak, Arcady Smith.
-Dobrze wiesz, że jeżeli chcesz coś osiągnąć to musisz być najlepsza, tymczasem przegrywasz walkę o opaskę kapitana z jakimś pierwszakiem?! Zgodziłem się na to byś dołączyła do klubu dopiero w drugiej klasie. Jednak oczekiwałem od ciebie czegoś innego! Z pewnością nie chciałem byś została obrońcą- powiedział z ironią i sarkazmem- Chcesz być kimś musisz być napastnikiem, głównym napastnikiem- poprawił się- i kapitanem. Dzięki temu coś osiągniesz i zostaniesz zauważona!- westchnął i zrobił dość sporą pauzę jakby nad czymś się zastanawiał- Idź do sali potrenować, chcę zobaczyć w jakiej jesteś kondycji.
-Tak.
Nadiya już od małego była osaczona przez chore ambicje ojca. Celem było jedno, zostać numerem jeden. Nieważne jak, uczciwie czy nieuczciwie, liczył się efekt. Gdy była jeszcze w podstawówce należała to lokalnej drużyny piłkarskiej dziewcząt. Ich trenerem był właśnie jej tata, można by pomyśleć, że miała u niego specjalne względy. Jednak było zupełnie inaczej. Wiele razy była zmuszana zostawać po treningach by do znudzenia ćwiczyć, aby być perfekcyjną.
Znaleźli się na sali gimnastycznej w tyłach ich posiadłości. Tak, jego żądania odnoście kariery zaszły tak daleko, że zlecił wybudowanie sali by móc kontrolować dzieci. Wiele razy miała ochotę spalić to miejsce. To istne piekło na ziemi. A ojciec stawał się w niej jeszcze gorszym potworem. Parę razy zdarzyło mu się nawet zamęczyć ją do utraty nieprzytomności.
Mężczyzna stanął na antresoli skąd miał doskonały widok na całe pomieszczenie. Z kamienną miną wpatrywał się oczekując prezentacji umiejętności córki.
Dziewczyna wyciągnęła przed siebie rękę i stworzyła przed sobą średniej wielkości kulę ognia. Z niej zaczął wyłaniać się ogromny czerwony miecz. Wyskoczyła wysoko w górę, w tym samym momencie gdy ojciec wyrzucił piłkę w powietrze. Nadiya chwyciła miecz obiema rękoma nad swoją głową i zamachnęła się prosto na futbolówkę. Piłka wpadła prosto do siatki bramki otoczona krwistoczerwonymi płomieniami.
-Płonący miecz- powiedziała nazwę hisstasu
-Widzisz? Jak chcesz to potrafisz. Pokaż to podczas treningu, a z pewnością zostaniesz głównym napastnikiem. Rozumiesz?
-Tak.
-Przepraszam
Nadiya spojrzała na ojca. Akurat w tej chwili podniósł wzrok znad gazety i próbował prześwietlić ją zimnymi szarymi oczami. Gdy zdał sobie sprawę, że nic nie wyczyta z twarzy nastolatki westchnął i złożył gazetę.
-Jak w szkole?- zapytał, a wolną ręką dał znać by usiadła na kanapie na przeciwko niego
-Dobrze.
-A klub piłkarski? Wybraliście już kapitana?
-Tak- bardzo chciała skłamać, jednak wiedziała, że ojciec poruszyłby niebo i ziemię gdyby dowiedział się, że nie powiedziała prawdy
-Kto?!- prawie krzyknął
-Pierwszoroczny chłopak, Arcady Smith.
-Dobrze wiesz, że jeżeli chcesz coś osiągnąć to musisz być najlepsza, tymczasem przegrywasz walkę o opaskę kapitana z jakimś pierwszakiem?! Zgodziłem się na to byś dołączyła do klubu dopiero w drugiej klasie. Jednak oczekiwałem od ciebie czegoś innego! Z pewnością nie chciałem byś została obrońcą- powiedział z ironią i sarkazmem- Chcesz być kimś musisz być napastnikiem, głównym napastnikiem- poprawił się- i kapitanem. Dzięki temu coś osiągniesz i zostaniesz zauważona!- westchnął i zrobił dość sporą pauzę jakby nad czymś się zastanawiał- Idź do sali potrenować, chcę zobaczyć w jakiej jesteś kondycji.
-Tak.
Nadiya już od małego była osaczona przez chore ambicje ojca. Celem było jedno, zostać numerem jeden. Nieważne jak, uczciwie czy nieuczciwie, liczył się efekt. Gdy była jeszcze w podstawówce należała to lokalnej drużyny piłkarskiej dziewcząt. Ich trenerem był właśnie jej tata, można by pomyśleć, że miała u niego specjalne względy. Jednak było zupełnie inaczej. Wiele razy była zmuszana zostawać po treningach by do znudzenia ćwiczyć, aby być perfekcyjną.
Znaleźli się na sali gimnastycznej w tyłach ich posiadłości. Tak, jego żądania odnoście kariery zaszły tak daleko, że zlecił wybudowanie sali by móc kontrolować dzieci. Wiele razy miała ochotę spalić to miejsce. To istne piekło na ziemi. A ojciec stawał się w niej jeszcze gorszym potworem. Parę razy zdarzyło mu się nawet zamęczyć ją do utraty nieprzytomności.
Mężczyzna stanął na antresoli skąd miał doskonały widok na całe pomieszczenie. Z kamienną miną wpatrywał się oczekując prezentacji umiejętności córki.
Dziewczyna wyciągnęła przed siebie rękę i stworzyła przed sobą średniej wielkości kulę ognia. Z niej zaczął wyłaniać się ogromny czerwony miecz. Wyskoczyła wysoko w górę, w tym samym momencie gdy ojciec wyrzucił piłkę w powietrze. Nadiya chwyciła miecz obiema rękoma nad swoją głową i zamachnęła się prosto na futbolówkę. Piłka wpadła prosto do siatki bramki otoczona krwistoczerwonymi płomieniami.
-Płonący miecz- powiedziała nazwę hisstasu
-Widzisz? Jak chcesz to potrafisz. Pokaż to podczas treningu, a z pewnością zostaniesz głównym napastnikiem. Rozumiesz?
-Tak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz