Byłem oszołomiony. Jak Nadiya to zrobiła? Siła strzału była dość duża...
Wyplątywałem się z siatki. I to był mój znak rozpoznawczy - w kontakcie z siatką (nieważne czy w siatce czy w piłce nożnej czy w innym sporcie) - zawsze musiałem o nią zahaczyć i się z niej wyplątać.
Do moich uszu dotarł krzyk Nadiyi.
- Co się stało, Nadiya? - troskliwie zapytała Ariana
- Wszystko w porządku? - do grupy otaczającej dziewczynę dobiegł Arcady.
Nadiya kiwnęła głową. Jednak Arcady nie odpuszczał:
- Może odpoczniesz? Wyglądasz nie najlepiej...
- Nic mi nie jest - odparła - Możemy dalej trenować.
- Ale... - pomocnik nie chciał dać za wygraną, jednak nie dokończył swojej wypowiedzi.
W tym momencie udało mi się uporać z siatką i stanąłem na równe nogi. Inni zaczęli, dość niepewnie, zajmować sowje pozycje zerkając jeszcze na Nadiyę. Nie mogłem zebrać myśli i ustalić co się stało.
"Czyżby to było jakieś hissatsu?" - pomyślałem
Nagle poczułem przeszywający ból... Ponownie wpadłem do bramki. Na chwilę zakryłem twarz w dłoniach.
- Noya! Nie śpij na bramce! - wrzasnęła Lily
- Przepraszam! - Arcady pomógł mi wstać - Chciałem przećwiczyć Obrotowy strzał...
To od niego dostałem piłką w twarz. Moc hissatsu robiła swoje...
- Właśnie dlatego - zacząłem dochodząc do siebie - nie należy bronić strzałów twarzą...
Ból ustawał. Mimo że dzisiejsza sytuacja dalej mnie zastanawiała, postanowiłem nie drążyć tematu i już się skupić na treningu... Mój nos nie wytrzyma kolejnego hissatsu obronionego twarzą... Trening trwał dalej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz