środa, 4 lutego 2015

Od Minori - obiad

Po porannym treningu postanowiłam przyrządzić dla nas wszystkich obiad, bo to co serwował nam Mike trudno było nazwać jedzeniem. Może mistrzem kuchni nie byłam, ale powiedzmy sobie szczerze byłam lepsza do tego jełopa, który zamiast mózgu miał papkę. Wyciągnęłam mój jakże znany święty notes. Dzięki bogu zapisałam sobie w nim parę przepisów, tak na wszelki wypadek. Przymknęłam nawet oko na to, że parę razy zamówiliśmy sobie pizzę, ale co za dużo to nie zdrowo, a ich zdrowie liczyło się podwójnie.
-Hymmm- zastanowiłam się na głos, otworzyłam lodówkę i zajrzałam do spiżarni. W środku znajdowały się same zdrowe i pożywne produkty, więc dlaczego to co gotował nam Mike było... jakby to ująć obrzydliwe i przypominało kocie wymiociny?- Pewnie dlatego, że jest skończonym kretynem- odpowiedziałam sobie.
O wilku mowa. Do kuchni wlazł ten idiota od siedmiu boleści.
-Ani się waż!- krzyknęłam wymachując chochlą tuż przy jego twarzy- dziś ja gotuję! 
Przygotowałam dość spory garnek i zajęłam się przygotowywaniem wywaru na zupę. Pokroiłam por, marchewkę, kapustę. Usmażyłam tofu. Przygotowałam makaron. Wszystko wsadziłam do garnka i przyprawiłam odrobiną imbiru. Jednak mówi się, że najlepszą przyprawą pod słońcem jest głód. A tego mamy pod dostatkiem. Udon, bo właśnie tą zupę przygotowywałam był gotowy idealnie na godzinę obiadu. Wszyscy niechętnie znaleźli się w jadalni i z grobowymi minami czekali na najgorsze. Szczęki opadły im do ziemi gdy zobaczyli, że z kuchni wychodzę ja.
-Dziś ja przyrządziłam obiad. W prawdzie nie będzie to danie wysokich lotów w przeciwieństwie do tych co przygotowywuje nam Mike, ale jest chyba jadalne. Smacznego- powiedziałam i nalałam każdemu z nich porcję zupy.
-Ale pachnie!
Wszyscy podziękowali za posiłek i zabrali się do jedzenia. Słyszałam zachwyty, siorbanie i brzdęk łyżek. Kilka osób poprosiło nawet o dokładkę. Bądź co bądź opłacało się przepisać parę przepisów.
-Jutro zrobię curry- odparłam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz