wtorek, 6 stycznia 2015

Od Blue- CD od Arcady'ego

Po kilku minutach przyjachał autobus. Był strasznie staromodny, a śmierdziało w nim jak w oborniku.
-Z góry mówię, mam chorobę lokomocyjną.- Powiedziałam zniechęcona.
-Jak można takim gratem podróżować!?- Przewróciła oczami  Alex.
-Okej, należy przygotować nasz plan.- Powiedział cicho Shade.- Uważam, że każdy z nas musi mieć przy sobie jakąś broń.
-Bez obrazy, ale czy ja ci wyglądam na idiote?- Zdziwił się Arcady.- Nikt nie nosi broni do szkoły!
- I tu cię zaskoczę!- Uśmiechnęłam się tajemniczo.- Mam sprej na niedźwiedzie, mini paralizator, scyzoryk i latarkę.
-A masz apteczkę?- Zarzartowała Shadow.
- Czy ja ci wyglądam na idiotę!? Jasne, że coś się znajdzie! –Odpowiedziałam zdziwiona.
-Ja też mam sprej na niedźwiedzie!- Zawołała radośnie Shadow.
-Ja mam bardzo ciężkie książki i ostatecznie mogę zrzucić je komuś na stopę!- Powiedziała Lily.
-Dobry pomysł!- Powiedziała entuzjastycznie Shadow. Ja wręczyłam paralizator Arcadyemu, a scyzoryk Alex. Shade wziął latarkę. Wysiedliśmy przed majestatycznym budynkiem- Szkołą Eniguma. Z daleka usłyszeliśmy krzyki np. Podaj tu! Strzelaj! Skierowaliśmy się na szkolne boisko. Na szczęście, na około boiska rosła bujna roślinność. Skryliśmy się w krzakach.
-I co teraz?- Spytał niecierpliwie Arcady.
-Oglądamy ich grę- otrzywiście!- Wyszeptała Shadow. Okazało się, że Eniguma jest bardzo silna w ofensywie. Ich strzały były przeraźliwie mocne. Jednak ich obrona była nie wystarczająco dobra. Po kilku minutach, Lily była zmarznięta do szpiku kości, Arcady potwornie się trząsł, Shadow miała katar a Alex łzawić. Ja miałam nawroty lokomocyjnej choroby, gdyż krzaki straszliwie śmierdziały. Nagle ktoś z zespołu wykopał piłkę tak, że poleciała w kierunku ich kryjówki i nagle uderzyła Arcadyego w głowę.
-Ała!- Krzyknął odruchwo. Niestety ktoś z Enigumy go usłyszał, bo nagle usłyszeli krzyk:
-Za krzakami ktoś się ukrywa!- Na te słowa wszyscy zamarli. Wiedzieli, że wróg jest szybszy od większości z nich.
-Na drzewa!- Krzyknęłam spontanicznie. Wtedy zaczęliśmy się wspinać, a kiedy dwaj wrogowie dobiegli do krzaków, my byliśmy już na górze. Ja, Arcady i Shade byliśmy na jednym drzewie, a Alex, Shadow i Lily były na drugim.
-Złaźcie!- Wrzasnął ktoś z dołu. Nagle jeden z nich zaczął się wspinać na drugie drzewo (To na którym były same dziewczyny.). Wtedy Lily zrzóciła swój ciężki słownik, prosto na głowe jednego z nich. Ofiara padła na ziemie z gruchotem. Nagle Shade i Arcady zeskoczyli prosto na drugiego. On również nawiązał kontakt z glebą. Wtedy reszta zeskoczyła z drzewa i razem zaczęliśmy uciekać. Reszta wrogów gonili za nami, ale nagle nadjechał autobus. Szybko do niego wskoczyliśmy, ale nagle zauwarzyliśmy coś co wzbudziło nasz niepokój. Drużyna z Enigumy zaczęła gonić za autobusem. Zakryliśmy nasze twarze, by nie pozostać rozpoznanym. Po jakimś czasie nasz wróg był pozbawiony wszelkich sił, więc zostali w tyle. Kiedy wysiedliśmy, podzieliłam się z resztą moim niepokojem.
- Co jeśli oni wiedzą, że to my?- Powiedziałam cicho.
- Skąd mieliby wiedzieć?- Spytała zdziwiona Shadow.
- Może ten mały nas rozpoznał...- Nie dawałam za wygraną.
- Wcale nie jesteś od niego wyższ...- Zaczął Arcady, ale Lily spojrzała na niego gniewnie.
- Co jak Mizurikawa się dowie? Zrobi z nas szaszłyki!- Szepnęła Alex.
- No to jej nic nie powiemy!- Krzyknął Arcady.
- A jeżeli to się wyda?Co w tedy zrobimy Arcady? - Mruknął Shade.
- Czy ja jestem Wyrocznią Delficką? Mam na imie Arcady, nie Pytia!- Odpowiedział kapitan.
-Pasowało by ci!- Zapewniła go Shadow z uśmiechem na twarzy.
-No dobra, czas się rozejść!- Stwierdziła Lily. Każdy poszedł w swoją stronę. Akurat Arcady szedł dziś do kuzynów, więc zmuszony był iść wraz ze mną i Shade’m.
-Bycie obrońcą jest takie trudne...- Zaczął Arcady.
-To samo tyczy się bycia pomocnikiem!- Stwierdziłam.
-A może zrobimy jakieś hissatsu, Arcady?- Powiedział Shade.
-Może...- Zadumał się kapitan.- Tylko jaką?
-Sam nie wiem, ale by się coś wymyśliło!- Shade nie dawał za wygraną.
-Zobatrzy się!- Wzruszył ramionami Arcady. W krótce wszyscy trafili do domów. Następnego dnia wszyscy czekali na trening. Kiedy dzwonek obwieścił koniec lekcji, popędziłam do domku klubowego. Była tam już Minori.
-Cześć!- Przywitałam się radośnie.
-Witaj.- Odpowiedziała spokojnie Minori. W końcu przyszła reszta i można już było zacząć nasz trening. Nareszcie można było widzieć efekty naszej ciężkiej pracy! Jednak trening przerwała nam nagła wizyta... Alana. On podszedł do Lily i wręczył jej słownik.
-To chyba twoje.- Powiedział spokojnie. Zaczerwieniona Lily wzięła słownik, poczym mruknęła coś niezrozumiałego.

-Co to ma znaczyć!?- Wrzasnęła Minori, a jej głos był niebezpiecznie złowieszczy.- Czy ktoś mi to wytłumaczy?

Co masz na swoją obronę, Arkadiuszu Smith?!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz