Po kilku minutach
przyjachał autobus. Był strasznie staromodny, a śmierdziało w nim jak w
oborniku.
-Z góry mówię,
mam chorobę lokomocyjną.- Powiedziałam zniechęcona.
-Jak można takim
gratem podróżować!?- Przewróciła oczami
Alex.
-Okej, należy przygotować
nasz plan.- Powiedział cicho Shade.- Uważam, że każdy z nas musi mieć przy
sobie jakąś broń.
-Bez obrazy, ale
czy ja ci wyglądam na idiote?- Zdziwił się Arcady.- Nikt nie nosi broni do
szkoły!
- I tu cię
zaskoczę!- Uśmiechnęłam się tajemniczo.- Mam sprej na niedźwiedzie, mini
paralizator, scyzoryk i latarkę.
-A masz
apteczkę?- Zarzartowała Shadow.
- Czy ja ci
wyglądam na idiotę!? Jasne, że coś się znajdzie! –Odpowiedziałam zdziwiona.
-Ja też mam sprej
na niedźwiedzie!- Zawołała radośnie Shadow.
-Ja mam bardzo
ciężkie książki i ostatecznie mogę zrzucić je komuś na stopę!- Powiedziała
Lily.
-Dobry pomysł!-
Powiedziała entuzjastycznie Shadow. Ja wręczyłam paralizator Arcadyemu, a
scyzoryk Alex. Shade wziął latarkę. Wysiedliśmy przed majestatycznym budynkiem-
Szkołą Eniguma. Z daleka usłyszeliśmy krzyki np. Podaj tu! Strzelaj!
Skierowaliśmy się na szkolne boisko. Na szczęście, na około boiska rosła bujna
roślinność. Skryliśmy się w krzakach.
-I co teraz?-
Spytał niecierpliwie Arcady.
-Oglądamy ich grę-
otrzywiście!- Wyszeptała Shadow. Okazało się, że Eniguma jest bardzo silna w
ofensywie. Ich strzały były przeraźliwie mocne. Jednak ich obrona była nie
wystarczająco dobra. Po kilku minutach, Lily była zmarznięta do szpiku kości,
Arcady potwornie się trząsł, Shadow miała katar a Alex łzawić. Ja miałam
nawroty lokomocyjnej choroby, gdyż krzaki straszliwie śmierdziały. Nagle ktoś z
zespołu wykopał piłkę tak, że poleciała w kierunku ich kryjówki i nagle
uderzyła Arcadyego w głowę.
-Ała!- Krzyknął
odruchwo. Niestety ktoś z Enigumy go usłyszał, bo nagle usłyszeli krzyk:
-Za krzakami ktoś
się ukrywa!- Na te słowa wszyscy zamarli. Wiedzieli, że wróg jest szybszy od
większości z nich.
-Na drzewa!-
Krzyknęłam spontanicznie. Wtedy zaczęliśmy się wspinać, a kiedy dwaj wrogowie
dobiegli do krzaków, my byliśmy już na górze. Ja, Arcady i Shade byliśmy na
jednym drzewie, a Alex, Shadow i Lily były na drugim.
-Złaźcie!-
Wrzasnął ktoś z dołu. Nagle jeden z nich zaczął się wspinać na drugie drzewo
(To na którym były same dziewczyny.). Wtedy Lily zrzóciła swój ciężki słownik,
prosto na głowe jednego z nich. Ofiara padła na ziemie z gruchotem. Nagle Shade
i Arcady zeskoczyli prosto na drugiego. On również nawiązał kontakt z glebą.
Wtedy reszta zeskoczyła z drzewa i razem zaczęliśmy uciekać. Reszta wrogów
gonili za nami, ale nagle nadjechał autobus. Szybko do niego wskoczyliśmy, ale
nagle zauwarzyliśmy coś co wzbudziło nasz niepokój. Drużyna z Enigumy zaczęła
gonić za autobusem. Zakryliśmy nasze twarze, by nie pozostać rozpoznanym. Po
jakimś czasie nasz wróg był pozbawiony wszelkich sił, więc zostali w tyle.
Kiedy wysiedliśmy, podzieliłam się z resztą moim niepokojem.
- Co jeśli oni
wiedzą, że to my?- Powiedziałam cicho.
- Skąd mieliby
wiedzieć?- Spytała zdziwiona Shadow.
- Może ten mały
nas rozpoznał...- Nie dawałam za wygraną.
- Wcale nie
jesteś od niego wyższ...- Zaczął Arcady, ale Lily spojrzała na niego gniewnie.
- Co jak
Mizurikawa się dowie? Zrobi z nas szaszłyki!- Szepnęła Alex.
- No to jej nic
nie powiemy!- Krzyknął Arcady.
- A jeżeli to się
wyda?Co w tedy zrobimy Arcady? - Mruknął Shade.
- Czy ja jestem Wyrocznią
Delficką? Mam na imie Arcady, nie Pytia!- Odpowiedział kapitan.
-Pasowało by ci!-
Zapewniła go Shadow z uśmiechem na twarzy.
-No dobra, czas
się rozejść!- Stwierdziła Lily. Każdy poszedł w swoją stronę. Akurat Arcady
szedł dziś do kuzynów, więc zmuszony był iść wraz ze mną i Shade’m.
-Bycie obrońcą
jest takie trudne...- Zaczął Arcady.
-To samo tyczy
się bycia pomocnikiem!- Stwierdziłam.
-A może zrobimy
jakieś hissatsu, Arcady?- Powiedział Shade.
-Może...- Zadumał
się kapitan.- Tylko jaką?
-Sam nie wiem,
ale by się coś wymyśliło!- Shade nie dawał za wygraną.
-Zobatrzy się!-
Wzruszył ramionami Arcady. W krótce wszyscy trafili do domów. Następnego dnia
wszyscy czekali na trening. Kiedy dzwonek obwieścił koniec lekcji, popędziłam
do domku klubowego. Była tam już Minori.
-Cześć!-
Przywitałam się radośnie.
-Witaj.-
Odpowiedziała spokojnie Minori. W końcu przyszła reszta i można już było zacząć
nasz trening. Nareszcie można było widzieć efekty naszej ciężkiej pracy! Jednak
trening przerwała nam nagła wizyta... Alana. On podszedł do Lily i wręczył jej
słownik.
-To chyba twoje.-
Powiedział spokojnie. Zaczerwieniona Lily wzięła słownik, poczym mruknęła coś
niezrozumiałego.
-Co to ma znaczyć!?- Wrzasnęła Minori, a jej głos był niebezpiecznie
złowieszczy.- Czy ktoś mi to wytłumaczy?
Co masz na swoją obronę, Arkadiuszu Smith?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz