Leżałam sobie właśnie w łóżku i myślałam. Tak, wiem. Ja i myślenie ze sobą nie gramy. Za szybko się rozpraszam. Ale jeżeli już mam się gdzieś skupić, to będzie to moje łóżko i to tuż przed snem.
Zastanawiałam się właśnie nad wszystkim co powiedziała mi Nadiya. Nie miałam pojęcia co powinnam teraz zrobić. Zaoferowałam jej pomoc, ale... Ona nie chciała jej przyjąć. Wspominała coś o tym, że o wszystki wie Noya. Chciałam go o to wypytać, ale jakoś nie było ku temu okazji, ale teraz nie byłam już pewna, czy to aby napewno dobry pomysł. Obiecałam przecież Nadiyi, że nie będę na nią naciskać. Westchnęłam. Ta cała sprawa była jakaś zawikłana. Ja... Ja musiałam wiedzieć. Od zawsze byłam wyjątkowo ciekawską osobą i teraz nie mogłam tego tak po prostu zmienić. Ale widziałam również ża Nadiya nie chce o tym mówić. Nie wiedziałam już co powinnam zrobić. Wciąż myśląc o koleżance z drużyny, odpłynęłam w objęcia Morfeusza.
Następnego ranka tuż przed treningiem zobaczyłam, jak Nadiya wychodzi ze swojego pokoju. Natychmiast ruszyłam w jej kierunku. Gdy tylko mnie zobaczyła, dostrzegłam, że próbuje się wycofać, ale nie miała szans. Byłam wyjątkowo uparta.
- Nadiya! - krzyknęłam.
Teraz już nie miała jak się ukryć. Zobaczyłam jak spuściła ramiona i odwróciła się w moją stronę.
- Tak? - zapytała niepewnie.
- Chciałam ci tylko powiedzieć, że rozumiem to, że nie chcesz nic mówić. Ale wiedz, że w razie czego, możesz liczyć na moją pomoc. A teraz chodź, bo spóźnimy się na trening - powiedziałam, po czym pobiegłam ku boisku.
Nadiya, jeśli chcesz to możesz dokończyć, ale jak nie masz ochoty czy weny to nie musisz. Myślę, że tego nie trzeba rozwijać, choć można.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz