Z nudów odbijałam sobie piłkę. Widziałam, jak powoli wszyscy schodzili się do domku klubowego. A co ja będę tutaj robić, przez cały ten czas? Po raz ostatni strzeliłam piłką w kierunku bramki. To nie był mocny strzał. Może i był co prawda w miarę ceny, co prawda celowałam w róg, a piłka wpadła w środek, ale to już jest nieistotny szczegół, ale brakowało mu mocy. Ech… Nadal będę musiała nad tym ćwiczyć. Ruszyłam w kierunku szatni, ale gdy weszłam do środka nagle coś na mnie wyskoczyło. Wrzasnęłam przestraszona i cofnęłam się. Niestety potknęłam się o próg i upadłam na ziemię przed drzwiami. Usłyszałam głośny śmiech i moim oczom ukazała się roześmiana twarz Arcadego.
- Och, ty… - zaczęłam zdenerwowana.
- Masz za swoje – odpowiedział mi wciąż się śmiejąc.
Spojrzałam na niego wilkiem, po czym sprawnym ruchem podcięłam chłopakowi nogę i po chwili, leżał już zdezorientowany na ziemi, naprzeciwko mnie. Parsknęłam śmiechem.
- 2:1 dla mnie – powiedziałam wstając, po czym podałam mu rękę.
Arcady przyjął moją pomoc i po chwili oboje staliśmy już na nogach.
- Jeszcze wynik może się odwrócić – odpowiedział.
- No jasne – zgodziłam się z szerokim uśmiechem, po czym podeszłam do Lily i powiedziałam do wszystkich. – Ok. Chodźmy trenować.
Arcady? Co dalej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz