niedziela, 4 stycznia 2015

Od Shadow-CD Od Lily

Przyglądałam się zafascynowana jak Lily odbijała piłkę. Miała duże umiejętności i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Spojrzałam na pokuj dziewczyny i nagle przed oczami znów pojawiły mi się te przeklęte linie. Grrrr… Wkurzające. Spojrzałam na napastniczkę i nagle zobaczyłam, że stoi na przecięciu ich wszystkich. Piłka również przemieszczała się po jednej z linii.
Potarłam głowę zdenerwowana. Co się ze mną dzieje? Co to za przeklęte linie?
Lily chyba zobaczyła, że coś jest nie tak, bo przestała bawić się piłką i zapytała:
- Coś się stało?
- Nie, to nic takiego – odpowiedziałam uśmiechając się.
Spojrzałam na zegarek. Było już późno. Wstałam z podłogi i pożegnałam się z przyjaciółką, po czym udałam się do domu.

***
Minęło już sporo czasu, odkąd doszłam do szkoły. Nie wiem ile dokładnie. Może miesiąc, może dwa. Nie byłam tego pewna. Zdążyłam już stracić rachubę. Dzisiaj jak co rano ostatnimi czasy wstałam wcześniej i po gimnastyce poszłam pobiegać. Według Minori, musiałam popracować nad swoją prędkością, więc co rano biegałam teraz po kilka kilometrów, co jakiś czas zwiększając prędkość, bądź dystans. W ten sposób trenowałam również wytrzymałość, choć w tym akurat byłam dobra.
Kiedy wreszcie po godzinie wróciłam do domu szybko poszłam się umyć, po czym zeszłam do kuchni. Tata już jadł śniadanie, a kiedy się tam pojawiłam, powitał mnie ciepłym uśmiechem. Zabrałam się za jedzenie myśląc o ostatnich treningach i zbliżającym się nieuchronnie meczu. Westchnęłam. Do tego czasu musiałam stać się silniejsza. Wiedziałam, że muszę również poćwiczyć siłę i obronę. Niewykluczone, że Minori zdecyduje się ustawić mnie na bramce. Chyba będę musiała pogadać z Lily, żeby mi pomogła. Poćwiczę obronę. Tak! Pogadam z nią dzisiaj!
- Shadow – odezwał się mój ojciec.
- Tak papo? – zapytałam.
- Czy możesz dzisiaj wcześniej wrócić do domu?
- Ale mamy dziś trening. Przed nami ważny mecz i muszę się przygotować. Chciałam też poprosić przyjaciółkę o pomoc.
- Rozumiem. Ale… Mogłabyś odłożyć to na jutro?
- Jutro piątek papo – przypomniałam.
- Och… Racja. Może w takim razie jutro umówisz się z koleżanką, co? – zaproponował.
Popatrzyłam na niego podejrzliwe.
- Coś się stało?
- Nie. Po prostu… To już rocznica.
Zamarłam. Zastanowiłam, się, który dziś mamy. 4 stycznia. No tak. To już chyba piąta rocznica. Z mojej twarzy zniknął beztroski uśmiech. Poczułam jak mięśnie mi się napinają, a ręce poczynają się trząść.
- Wiem, że treningi bardzo cię zajmują i nie chcę cię od nich odciągać. Ale… Nie mogę… Nie jestem w stanie iść tam sam – powiedział ze wzrokiem wbitym w blat stołu.
- Rozumiem. Pójdę z tobą – powiedziałam pewnie.
- Dziękuję – odpowiedział z ulgą i posłał mi ciepły uśmiech, który natychmiast odwzajemniłam.
- Wiesz, muszę już lecieć do szkoły – powiedziałam szybko.
- Tak, jasne. Leć, bo się jeszcze spóźnisz.
- Pa papo! – krzyknęłam wybiegając z domu.
- Pa Cieniu! – odkrzyknął i choć byłam już na ulicy usłyszałam jeszcze jego słowa.
Czy on zawsze będzie mnie tak nazywał. Westchnęłam, ale na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Jak ja go kochałam.

***

Lekcje minęły wyjątkowo szybko. Zaraz po tym, jak zadzwonił ostatni dzwonek szybko wypadłam na korytarz i popędziłam ze śmiechem ku domku klubowemu. Czemu, ja biegając zawsze się śmiałam? Eee, tam. Kogo by to obchodziło.
Kiedy dotarłam na miejsce byli tam dopiero Lily i Arcady.
- Heja wam! – krzyknęłam.
- Cześć Shadow – odpowiedziała pogodnie Lily.
- Arcady. Przepraszam, ale nie będzie mnie dzisiaj na treningu.
- Dlaczego? – zapytał nie rozumiejąc.
- Sprawy rodzinne – odpowiedziałam.
- Ok. No trudno. Ale liczę na to, że jednak trochę potrenujesz.
- No jasne – odpowiedziałam z śmiechem na ustach. – To na razie! – krzyknęłam i wybiegłam na dwór.
Biegłam przez chwilę w kierunku bramy wyjściowej, gdy nagle usłyszałam za sobą krzyk:
- Shadow!
Odwróciłam się i spojrzałam na Lily, która właśnie do mnie dobiegała. Podeszła i zapytała spokojnie:
- Co się dzieje?
Spojrzałam na nią nierozumiejącym wzrokiem.
- Widzę, że coś jest nie tak. Uśmiechasz się i wyglądasz radośnie, ale jesteś smutna – odpowiedziała.
- Aż tak to widać? – zapytałam zdziwiona.
W odpowiedzi dziewczyna tylko pokiwała głową.
- To nic – odpowiedziałam uśmiechając się do niej. – Wyjaśnię innym razem. A tak w ogóle, to mam do ciebie prośbę.
- Tak? – zapytała udając, iż wcale nie zauważyła tej nagłej zmiany tematu.
- Czy mogłabyś jutro do mnie wpaść? Chciałabym potrenować swoją szybkość, w czym ty jesteś mistrzem,  oraz obronę. Ty byś poćwiczyła atak, a ja wzmocniłabym swoją obronę.
- To nie głupi pomysł – stwierdziła. – A ja według Mizukawy powinnam poćwiczyć nad siłą i wytrzymałością.
- Mogę ci pomóc – zaproponowałam. – To co? Jutro u mnie?
- Zgoda – odparła z uśmiechem.
- To dobrze. Ale teraz muszę już biec.
- Ok. Na razie.
- Na razie! – krzyknęłam odbiegając.
Na odchodnym widziałam jeszcze, jak rzuca mi niepewne spojrzenie, ale w końcu odwróciła się i pobiegła na boisko. Wiedziałam, że nie odpuści, a przynajmniej tak mi się wydawało z tego co ją znałam. Westchnęłam. No trudno. Najwyżej wszystko jej wyjaśnię.
Kiedy dobiegłam do domu, papa już na mnie czekał. Szybko się przebrałam, po czym stanęłam na progu naszego mieszkania.
- Gotowa? – zapytał mnie ojciec.
Popatrzyłam na niego z uśmiechem, ale Lily miała rację. Byłam zdenerwowana. Wydaje mi się, że nigdy nie będę przygotowana na takie chwile. Ale nic nie mogłam na to poradzić. Wiedziałam, że muszę jechać. Dlatego starałam się zrobić wszystko, by tylko dodać otuchy mojemu papie. I właśnie z tego powodu wzięłam się w garść. Odetchnęłam głęboko i przywołałam na twarz uśmiech.
- Gotowa – odparłam pewnym siebie głosem i wsiadłam do auta.
Jak ja nienawidziłam go okłamywać.

Lily?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz