Gdy wracałam z treningu, wpadłam na szampański pomysł.
Gdy spytałam Alex, skąd ma tego siniaka, odparła, że ma w domu remont. Ale
jakoś nigdy wcześniej o tym nie wspominała. Wróciłam się do chemicznej Sali.
Zastałam tam Edgara.
-Hej!-Powiedziałam pogodnie.- Usłyszałam, że macie
remont. Mogę pomóc!
- Na mózg ci padło? Nie ma żadnego remontu. Spadaj!
-Acha... Ale w ogóle chcę się przyłączyć do chemicznego
klubu!- Odparowałam. Edgar niechętne spojrzał na mnie po czym dodał.
-To nie jest klub dla pierwszaków.
-Wiem, jestem w trzeciej klasie. Nauczyciel się zgodził,
więc chyba nie widzię powodu dla którego ta konwersacja ma być kontynuowana. To
co robimy?
- Właściwie się przydasz. Możesz zrobić butelkę Aniliny.
Tu masz instrukcje.- Tu podał mi kilka brudnych kartek.
-Myślisz, że jestem idiotą?- Spytałam spokojnie.
- No w sumie to chyba tak.
- Biłeś Alex?
-Nie twoja sprawa. Trzymaj nochal w swoich sprawach.-
Edgar zatrzął się zbliżać z zaciśniętymi pięściami. Koło mnie stała jakaś
irytująca substancja, więc bez wachania, wylałam mu ją na ręce, po czym
uciekłam.
Kiedy byłam w swoim pokoju, usłyszałam ciche pukanie w
okno. Odsunęłam zasłony i krzyknęłam. Na parapecie siedział Shade. Otworzyłam
okno.
-Pakuj manatki i chodź.
-Co?- Spytałam cicho.
-Nie usłyszałaś?
-Nigdzie nie ide.
-Idziemy do Big Mike’a. Może on ci przywróci rozsądek.
-Odejdź!
-Dlaczego, Florence? Pomogłem ci. Naraziłem życię a ty po
prostu mnie unikasz. Mogłem zginąć!
- O czym ty mówisz?- Powiedziałam zimno.
-Myślałem, że mi chociaż podziękujesz. Ale skoro nie
chcesz być wybawiona, to ja zrobię to na siłę.- Shade podszedł i uderzył mnie
pięścią w głowę. Potem w brzuch i znowu kilka ciosów w głowę. Padłam a z nosa
lała mi się krew. Poczułam się słabo, poczym upadłam. On wziął mój kufer i wyrzucił
go przez okno.
-Ała!!!!!!- Wrzasnął ktoś z dołu.- Zniszczę cię ślepoto.
Jak nie straszenie, to zrzucanie kufrów. Lecz się Shede, bo zaprawdę powiadam,
masz psychiczne problemy.
-Sorry. Teraz leci Flo.- I zrzucił mnie z okna. Jako, że
byłam nieprzytomna, nie poczułam jak wpadłam w obięcia głosu z dołu. Shade zeskoczył z parapetu.
- Minęło sporo czasu...-Westchnął tajemniczy głos.- No
dobra, spadajmy, bo nas przyłapią! Shade skinął głową. Szli w milczeniu przez
las, a zatrzymali się dopiero gdy doszli do włazu nakrytego sporą warstwą
liści. Otworzyli go, poczym wleźli do środka. Obudziłam się w przytulnym
pokoiku. Nade mną wisieli Shade i jakiś 20 latek.
- Flo!!!- Żucił się na mnie nieznajomy. Szybko
wyciągnęłam paralizator, (i tak, noszę w kieszeni paralizator. Czasem to
niepozornie małe urządzenie okazuje się bardzo przydatne.) poczym przyłożyłam
go do ręki obcego.
-A!!!- Wrzasnął.
-Nie radzę się zbliżać.- Mruknęłam. Spojrzałam prosto na
Shade. Mojego spojrzenia nie można było odczytać.
- Mogę już iść?-Spytałam znużona.
- Flo, co ci jest?- Spytał porażony prądem.
- Jestem Blue.- Odparłam, choć wiedziałam, że zna
prawdę.- Jak mnie nie wypuścicie, zawiadomię policje.
- Chyba usuneli jej wspomnienia.-Szepnął Shade, do 20
latka. Zaczęli szeptać do siebie. Raczej nie byli zajęci wpatrywaniem się we
mnie, więc cicho wstałam. Wtedy Shade podniósł wzrok, i pogonił za mną.
Otworzyłam drzwi i zobatrzyłam oświetlony korytarz. Nie mając wyjścia, żuciłam
się przed siebie. Na końcu korytarza były drzwi. Otworzyłam je i znalazłam się
we wielkiej Sali. Ludzie ćwiczyli tam walkę białą bronią. Znalazłam tam swój
kufer. Widocznie Shade zabrał go kiedy po mnie przyszedł. Shade już prawie mnie
dogonił. Za nim biegł ten dziwny 20-latek. Przeskoczyłam przez balustradę
schodów, poczym pognałam z stronę skrzyni. Otworzyłam ją i wyjełam Bo*, które
odziedziczyłam po moich rodzicach. Zakręciłam nim w powietrzu, i po chwili z
mojego Bo zaczęło bić srebrną poświatą.
-Nie zbliżaj się!-Wrzasnęłam do Shade’a. To widocznie
zwróciło uwagę reszty ludzi, zgromadzonych w tym jakże ciekawym pomieszczeniu.
-Proszę o spokój! To jest Florence!-Nagle tłum zaczął na
mnie biec.
-Kochana! Wróciłaś!-I tym podobne słowa dochodziły z
tłumu.
-Cofnijcie się!- Wrzasnęłam na całe gardło. Kim oni w
ogóle byli? Chyba znam ich twarze...
-Kochani, ona was nie pamięta.-Powiedział głośno
Shade.-Chodź, znajdziemy ci pokój.- W tym momęcie Shade zbliżył się do mnie i
muszę przyznać, od razu tego porzałował. Uderzyłam go w brzuch moim Bo.
Przeleciał przez połowę sali, to przez energię mojej broni. Wyciągnął swój
miecz.
-Może to ci przypomni!- I w tym momęcie zamachnął się na
mnie. Ja zrobiłam unik, poczym uderzyłam go w nogi. Jednak dzielny Shade zwalił
się na mnie, przygwarzdrzając mnie do podłogi. W tym momęcie przetoczyłam się
tak, że to on dotykał podłogo, poczym wstałam.
-Chcę wracać do domu!- powiedziałam, poczym upadłam na
kolana i spokojnie zasnęłam. Obudziłam się na strychu. Wstałam, opierając się o
komodę. Na niej, znajdywał się strary album. Otworzyłam go, a to co w nim
znalazłam, przekroczyło wszelkie oczekiwania. Znalazłam tam moje zdięcia. Na
większości byłam z... Shadem. Potem otworzyłam jakiś zeszyt w którym poznałam
swoje pismo. Ślubowałam tam nieskończoną przyjaźń z Shadem. Potem znalazłam
starą fotografię, wszystkich wojowników. Poznałam kilka twarzy. Po chwili
przeszłość stała się jasna.
*
Bo- kij o długości dochodzącej do 180 cm, wykonany z bambusa, drewna, rzadziej z metalu. Zaletą bo była jego wszechstronność. Jest to bowiem broń znakomicie sprawdzająca się zarówno ofensywnie jak i defensywnie.
<3
OdpowiedzUsuń