czwartek, 1 stycznia 2015

Od Nadiyi i Noyi

Cholera jasna, to był jeden ze sponsorów jej brata. Jeżeli przyłapią ją tu z Noyą to już po niej. Nim zdążyła pomyśleć co robi chwyciła go za nadgarstek i ciągnąc go poprowadziła wgłąb domu. Rozejrzała się szybko. Ojciec zajęty był chwaleniem Kai'a przed tym zboczeńcem Mihikawą. Matka natomiast rozmawiała z dwoma innymi mężczyznami popijając kolejną lampkę wina tego wieczoru. Szybko pociągnęła go w kierunku schodów. Gdy znaleźli się w rekordowym tempie na górze otworzyła drugie po lewej stronie drzwi i wepchnęła go do środka. Cichutko zamknęła drzwi i odwróciła się do niego. Chłopak był wyraźnie zdezorientowany.
-Może zapalisz światło?
-Nie! Jak zobaczą światło w moim pokoju to za chwilę ktoś tu przylezie i nas przyłapie! Co do jasnej cholery tutaj robisz?! Tłumacz się jak na spowiedzi! Nie powinno cię tu być- złapała się za włosy w panice

***

Poczułem, że nie uda mi się więcej ukrywać prawdy... Zapadła cisza... Wziąłem głęboki oddech i zacząłem:
- Kolega z drużyny siatkarskiej poprosił, bym pomógł jednemu z jej członków . Shon nie umie solidnie przyjąć piłki - wbiłem wzrok gdzieś w podłogę i kontynuowałem - Zgodziłem się... Teraz, nie wiem czemu... Ale się zgodziłem. Pierwszacy mają najtrudniej w drużynie... Dziś, pierwszy raz, zaczął się... trening... - odruchowo zciągnąłem rękawy bluzy jeszcze bardziej - Shon... Ten chłopak kocha siatkówkę, ale nie mogłem pozwolić, by ta banda idiotów z jego klubu dowiedziała się, że mu pomagam...
- Czemu? - zapytała Nadiya
Odetchnąłem i zacząłem:
- Dwa lata temu, podczas eliminacji do Turnieju Strefy Footballu, wystąpiłem wraz z drużyną. 
- Jaki to ma związek z obecną sytuacją? - warknęła Nadiya
- To przez mój błąd podczas tego turnieju, musiałem odejść od drużyny. Tylko... Za ten błąd zapłaciła cała drużyna... - zacisnąłem pięści i powieki, i starałem, by mój głos za bardzo się nie trząsł - Wtedy... Pojawiła się drużyna siatkarska... Dołączyłem do nich, bo poprzednia drużyna po prostu się rozpadła. Zaczęliśmy grać i wygrywać. Ale... podczas meczu finałowego... Zawisła nade mną groźba... że... że kontuzja się odnowi - mój głos przepełniony był żalem i goryczą- Po tym straconym punkcie... - wspomnienia wracały i widziałem je, jakby to był film - nie mogłem wstać z parkietu... Ten ból który pamiętam aż za dobrze... wrócił i musiałem odpuścić. Trener nie pozwolił mi dalej grać. Spędziłem w szpitalu bite 7 miesięcy i wypuścili mnie... ledwo... - teraz podniosłem trochę wzrok - W końcu pięć zerwanych ścięgien, to nie siniak, prawda?
Cisza trwała. Miałem wrażenie, że ból towarzyszący tym wydarzeniom wrócił ze wspomnieniami. Poczułem przeszywający, okropny ból w łydce.
- To przez to, drużyna siatkarska mnie nienawidzi... Uważa, że jestem tchórzem. - powiedziałem, a mój głos zaczął się trząść - Ale... Gdybym mógł coś zrobić... Gdybym miał wpływ... zagrałbym do końca... Gdybym tylko mógł... - skończyłem, hamując się, żeby w coś nie uderzyć. 

*** 
  
-Hahahaha- nie mogła powstrzymać śmiechu 
-Co cię tak bawi?- warknął zdenerwowany Noya 
-Ty i ci twoi cali siatkarze. Jak można mieć do kogoś pretensje o kontuzję? Nie można jej przewidzieć, ani zaplanować. Ci twoi koledzy są żałośni obwiniając cię za to co się stało rok temu, albo jeszcze dawniej...A ty jesteś jeszcze głupszy, bo się tym wszystkim przejmujesz. 
-Nie mogę być fer wobec samego siebie, bo przez mój głupi błąd drużyna piłkarska, do której wcześniej należałem zapłaciła wysoką cenę. Zbyt wysoką. Gdyby nie ja- zacisnął pięść i uderzył nią w ramę łóżka 
-Uważaj- syknęła dziewczyna- Czasu nie cofniesz. Jesteś, aż tak głupi, że tego nie pojmujesz?- skrzyżowała ręce na piersiach- Jeżeli dołączyłeś do klubu piłkarskiego tylko po to by się zrehabilitować to równie...
-Nie. Dołączyłem bo kocham piłkę- przerwał jej- Dlatego chcę udoskonalić Ese by można było nią strzelić gola. Jednak jak na razie nic mi zbytnio nie wychodzi. Arcady uważa, że nie powinienem tak się zamęczać treningami, ale ja uważam, że morderczy trening przyniesie rezultaty....
Zanim zdążyła zastanowić się nad tym co robi wściekłą chwyciła chłopaka za koszulkę tuż pod gardłem.
-Co ty możesz wiedzieć o morderczych treningach, hę?
-Na pewno więcej niż ty
-Dzień w dzień odkąd zaczęłam grać w podstawówce jestem katowana treningami przez mojego ojca. Musiałam ćwiczyć godzinami każdy ruch, element by być w tym perfekcyjną. Zależy mu tylko na tym bym stała się najlepszym zawodnikiem w drużynie. Ace napastnik, kapitan tego ode mnie oczekuje. Nieważne jak, liczy się efekt. Trenuję do świtu do świtu jeżeli trzeba. Tak wygląda twój "morderczy trening"?

***

Po słowach Nadiyi zapadła cisza. Dziewczyna jeszcze przez chwilę trzymała mnie za koszulkę. Złość błyskawicznie mnie opuściła. Nie wiedziałem, co powiedzieć, by nie urazić Nadiyi... Teraz, wystarczy jedno złe słowo...
- Ja... Przepraszam... ...nie chciałem... przepraszam - wyjąkałem
Ponownie zapadła cisza. Po chwili dziewczyna powiedziała:
- Dobra... Nieważne. Zapomnij o tym... 
- Nie "nieważne" - odparłem - Jesteśmy teraz drużyną, musimy sobie wzajemnie pomagać. "Po tej stronie siatki, wszyscy są twoimi sojusznikami", tak mówił Tanaka - na chwilę się zamyśliłem - W sumie, lepiej by brzmiało "Po tej stronie boiska..." czy coś... ale... nie będę patrzeć, jak się poddajesz. Nigdy bym się na ciebie nie zezłościł, ale nie chcę widzieć, jak się poddajesz - skończyłem
Ponownie zapadło milczenie, przerywanie tykaniem zegara.
- Muszę iść - powiedziałem, czując się trochę głupio.
- Mój brat cię wyprowadzi. Ma wprawę i jeszcze...
Nagle otworzyły się drzwi. Do pokoju wpadło... bodajże rodzeństwo Nadiyi. Brat i siostra dziewczyny zaczęli się jednocześnie tłumaczyć: 
- My tutaj tak przypadkiem... 
- ...musiałem po coś iść i...
- ...wtedy tak sobie pomyślałam...
- ... i wcale nic nie słyszeliśmy! - zakończył brat Nadiyi.
Obrończyni nie wyglądała na zadowoloną. Spojrzała na rodzeństwo ciężkim, nieprzyjemnym wzrokiem. Od samego stania obok, dreszcz przechodził po plecach.
***
-Kei-nii-san wyprowadzisz go?- zapytała zła na rodzeństwo 
-J-jasne!- zaczął niepewnie chłopak- zostaw go mnie! Nie bój się stary, nikt cię nawet nie zobaczy. Mam w tym wprawę- powiedział chwytając zdezorientowanego Noyę za łokieć i prowadząc go w stronę schodów na parter. 
-T-to na razie- zdążył jeszcze rzucić w kierunku dziewczyny, a Nadiya kiwnęła głową w ramach pożegnania 
-Ej bracie Nadiyi, ona zawsze tyle gada? Odkąd się znamy nie powiedziała tyle co dziś.... 
-Zawsze gdy jest zdenerwowana to gada jak katarynka- odparł Kei sprawdzając czy ktoś salonie mógłby ich zobaczyć- Masz szczęście brachu- powiedział prostując się- Nikogo nie ma, pewnie wszyscy poszli do ogrodu. 
Chłopak poprowadził go do drzwi wyjściowych. 
-To na razie Aniele Stróżu, wpadaj do nas częściej- dodał po chwili

1 komentarz: